Za syndrom drugiej generacji
Nasz Dziennik, 2007-10-27
Syn poddawanego zbrodniczym eksperymentom medycznym dokonywanym w niemieckich obozach koncentracyjnych, cierpiący na tzw. syndrom drugiej generacji, domaga się zadośćuczynienia od rządu niemieckiego. Wniosek o ustalenie właściwego sądu w Polsce do wniesienia pozwu o odszkodowanie został złożony wczoraj w Sądzie Najwyższym w Warszawie. Jerzy Skrzypek z Warszawy był więźniem obozów m.in. Auschwitz i Dachau. W tym ostatnim niejaki dr Rascher dokonywał na nim zbrodniczych eksperymentów pseudomedycznych, zarażając go groźnymi chorobami. - Tego się nie da opowiedzieć, każdy szczegół jest bolesny - wspomina Skrzypek traumatyczne przeżycia z przeszłości. Jego cierpienia nie zakończyły się po uwolnieniu z obozu. Co więcej, ich skutki dotknęły także jego syna urodzonego wiele lat po wojnie. Krzysztof Skrzypek cierpi m.in. na krótkowzroczność, bezsenność, nadpobudliwość psychoruchową itp. Problemy zdrowotne występujące w jego przypadku i u wielu innych dzieci więźniów poddawanych takim eksperymentom w obozach znane są jako syndrom drugiej generacji. Krzysztof Skrzypek uważa, że odszkodowania dla osób doświadczonych tak makabrycznymi eksperymentami i ich dzieci powinny być przyznawane obligatoryjnie. W związku z t ym, że Niemcy nie wykazują w tym względzie żadnej inicjatywy, postanowił on sądownie domagać się rekompensaty za cierpienia. Niewielkie odszkodowania wypłacone swego czasu przez Fundację "Polsko-Niemieckie Pojednanie" uważa on za niewystarczające. Krzysztof Skrzypek domaga się od federalnego rządu niemieckiego zadośćuczynienia w wysokości 200 tys. zł i 2 tys. miesięcznej renty. W jego imieniu adwokat Stefan Hambura z Berlina złożył wczoraj w Sądzie Najwyższym wniosek o ustalenie właściwości sądu polskiego, do którego należy skierować pozew o odszkodowanie. - Sąd Najwyższy musi rozstrzygnąć kwestię, do którego sądu okręgowego musimy wystąpić z tym pozwem - podkreślił. - Sprawa, jeśli chodzi o warstwę merytoryczną, jest precedensowa, ale w sferze formalnej nie jest skomplikowana - ocenił Bogusław Nieszczerzewski, radca prawny, który występuje w sprawie razem z Hamburą. Dlatego uważa, iż SN powinien szybko rozstrzygnąć tę kwestię. Ponad tydzień temu Hambura w imieniu dwójki Polaków, m.in. Skrzypka, wystąpił z analogicznym pozwem do sądu krajowego w Berlinie. W nim także domaga się zadośćuczynienia za uszczerbek na zdrowiu dzieci ofiar hitlerowskich eksperymentów medycznych. Czy zostanie on rozpatrzony pozytywnie - nie wiadomo. Złożony przed dwoma laty, również przez mecenasa Hamburę, pozew Polki Izabeli Brodackiej, która domagała się odszkodowania za cierpienia psychiczne będące skutkiem pobytu jej ojca w obozie Auschwitz, został odrzucony przez niemiecki sąd. Adwokat jednak nie dał za wygraną i złożył pozew do Trybunału w Strasburgu. Z kolei w poniedziałek do Sądu Okręgowego w Gdańsku wpłynie pozew Winicjusza Natoniewskiego o odszkodowanie od rządu niemieckiego za poparzenia powstałe w wyniku pacyfikacji wsi Szczecyn na Lubelszczyźnie. Reprezentujący go adwokat Roman Nowosielski powiedział nam, że obowiązuje co prawda zakaz pozywania przez obywateli danego państwa przed jego sądami innego państwa. Ale pojawiło się obecnie w prawie międzynarodowym takie rozumienie tej kwestii, że nie dotyczy to sytuacji, kiedy osoba doznaje szkody wskutek czynu niedozwolonego, czyli działania sprzecznego z prawem, co ma miejsce w przypadku Natoniewskiego. - To była pacyfikacja nieuzasadniona militarnie, tam mordowano ludzi - podkreślił. Takie stanowisko zajmuje m.in. Komisja Praw Człowieka ONZ. - W Polsce i na świecie zaczyna dominować powoli taki pogląd, że jeśli chodzi o szkodę na osobie, w wyniku czynu zabronionego, można pozywać przed polski sąd - dodaje. Nowosielski podkreśla, że jest to sprawa precedensowa, i liczy na to, że utoruje ona drogę innym pozwom.
Zenon Baranowski
Saturday, October 27, 2007
Prezent dla Eriki Steinbach?
Prezent dla Eriki Steinbach?
Nasz Dziennik, 2007-10-27
Zgorzelec w awangardzie upamiętniających "wypędzenia" Niemców Miasta Zgorzelec i Goerlitz postanowiły wspólnie wybudować centrum dokumentacyjno-naukowe poświęcone ucieczkom, wypędzeniom i przymusowym przesiedleniom. Związek Wypędzonych na czele z Eriką Steinbach wyraził już wielkie zadowolenie z takiej inicjatywy. Oburzenia natomiast nie kryją włodarze sąsiadujących ze Zgorzelcem miast oraz część posłów reprezentujących region. Czy stojący za pomysłem burmistrz Zgorzelca wywodzący się z Platformy Obywatelskiej nie dostrzega, że placówka może stać się narzędziem niemieckiego rewizjonizmu i fałszowania historii? Zarówno w urzędzie miejskim w Zgorzelcu, jak i w magistracie niemieckiego Goerlitz uzyskaliśmy informację, że oba miasta postanowiły stworzyć centrum dotyczące ucieczek, wypędzeń i przymusowych przesiedleń. Pod tym samym hasłem kontrowersyjną wystawę fałszującą historię prezentowała w Niemczech Erika Steinbach. Jak poinformował nas Roman Latosiński, naczelnik zgorzeleckiego wydziału promocji i współpracy z zagranicą, wstępny projekt tego przedsięwzięcia został już zaakceptowany przez burmistrza Zgorzelca Rafała Gronicza (PO) i burmistrza Goerlitz Joachima Paulicka (CDU). Będzie to wspólna inicjatywa polsko-niemiecka. - Europejskie miasto Zgorzelec - Goerlitz jest od 1998 r. związane proklamacją o współpracy i realizujemy bardzo wiele wspólnych działań, gdzie strona polska wspiera stronę niemiecką, a strona niemiecka wspiera stronę polską. Intencją nowo powstającego centrum będzie także możliwość prowadzenia badań na temat historii tego regionu - tłumaczył Latosiński. Zaprzeczył on, jakoby planowana placówka miała dotyczyć kwestii niemieckich wypędzeń. - W planie projektu nawet nie ma takiego słowa - stwierdził. Zgoła odmienne zdanie na ten temat wyraził Kai Grebasch z niemieckiego biura "Europa Stadt Goerlitz Zgorzelec GmbH". Zdecydowanie potwierdził on, że słowa: "ucieczki, wypędzenia i przymusowe przesiedlenia" na pewno znajdą się w nazwie wspólnego projektu. - Jest to wspólna inicjatywa burmistrza Paulicka z Goerlitz i Gronicza ze Zgorzelca - poinformował nas Grebasch. - Projekt ten będzie składał się zarówno z wystawy, jak i z placówki, gdzie niemieccy i polscy naukowcy będą mogli opracowywać ten temat. Mamy już informacje, że nasza wspólna inicjatywa spotkała się z powszechnym uznaniem w wielu kręgach - poinformował nas Grebasch. - Burmistrz Zgorzelca jest przedstawicielem PO. Biorąc pod uwagę to wydarzenie, niepokojące jest, w jakim kierunku polską politykę zagraniczną poprowadzi Donald Tusk - wskazuje poseł Elżbieta Witek, prezes zarządu okręgowego Prawa i Sprawiedliwości w Legnicy. Radości ze wspólnej inicjatywy Zgorzelca i Goerlitz nie ukrywa Związek Wypędzonych. - Upamiętnienie wypędzonych nie musi być ograniczone jedynie do Berlina i dobrze, że powstają podobne placówki w innych miastach, a szczególnie w Polsce. Jest bardzo ważne, aby temat wypędzeń był rozpowszechniany w jak najszerszym kręgu, także w Polsce - stwierdził w rozmowie z nami rzecznik prasowy BdV Walter Strattmann. Próby krytyki wspólnego przedsięwzięcia upamiętniającego wypędzenia naczelnik zgorzeleckiego wydziału promocji i współpracy z zagranicą w urzędzie miejskim skwitował: "Jeżeli tak będziemy interpretowali niektóre działania, to nigdy nie zrobimy kroku ku Europie w pojednaniu, tylko zawsze będziemy ustawiali się bokiem". Pomysł budowy wspólnego dokumentacyjnego centrum dotyczącego wypędzeń skrytykował burmistrz leżącego nieopodal miasta - Bogatyni. - Jako Polak nie rozumiem decyzji władz Zgorzelca. To jest jakieś nieporozumienie - nie krył oburzenia Andrzej Grzmielewicz. - Nie rozumiem, dlaczego ktoś w ogóle podejmuje takie tematy. Władze Zgorzelca postępują bardzo lekkomyślnie. Jeżeli Niemcy chcą coś takiego urządzać, to niech robią to u siebie - dodał. Równie ostro pomysł władz Zgorzelca skrytykowała poseł Elżbieta Witek, prezes zarządu okręgowego Prawa i Sprawiedliwości w Legnicy. - Jest to dla mnie wielkie zaskoczenie. Nie ulega wątpliwości, że jeżeli Erika Steinbach jest zadowolona z tego projektu, to nie jest on dobry dla Polski i wzbudza moje poważne zaniepokojenie - stwierdziła w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Witek. - Tworzenie w Zgorzelcu centrum dokumentującego "wypędzenia", w sytuacji kiedy coraz częściej pojawiają się różne roszczenia niemieckie wobec Polski, jest nieporozumieniem - podsumowała.
Waldemar Maszewski
Anonimowe centra atakują
Anonimowe centra atakują "Nasz Dziennik" z 29-30 września zamieszcza homilię bp. Stanisława Stefanka pt. "Przywróćmy nadzieję rodzinie". Znaczącą część homilii stanowią ostrzeżenia przed działalnością światowych "anonimowych centr", godzących w religię i rodzinę. Bp Stefanek stwierdził m.in.: "W minionym tygodniu odbyła się debata pt. "Polityka rodzinna w Europie". Co oferują uczestnicy debaty? Po pierwsze, rodzina powinna się oprzeć na standardach europejskich, i to na standardach ujednoliconych. Porzuca się zamysł Boży, porzuca się Trójjedynego Boga, który miłością powołał nas do istnienia, a w Synu Bożym, Jezusie Chrystusie, obdarzył wydającą się za Kościół miłością ofiarną. Porzuca się to faktyczne, prawdziwe, jedyne źródło, a próbuje się stworzyć model nawiązujący do zniszczonego domu wielu rodzin europejskich i na tym zniszczonym, zgruzowanym domu nieudanych rodzin próbuje się ujednolicić pojęcie "standard europejski", które według umowy społecznej ma obowiązywać wszystkich. Cóż to jest Unia Europejska? Znamy osoby, ewentualnie osoby prawne, które mają w jakimś wymiarze zadania społeczne, bo takie powołujemy w ramach demokracji. Ale kto ma prawo wejść na teren mojego kontaktu z Panem Bogiem? Jakaś anonimowa rzeczywistość, jakiś twór abstrakcyjny, za którym funkcjonuje klub anonimowych władców. Przy tym pocieszają nas uczestnicy debaty, że Unia Europejska będzie "miękko" postępować w sprawach społecznych, czyli zostawi nam jakiś margines wolności. Od razu nie każe nam zniszczyć wszystkich szczęśliwych rodzin, żeby dojść do standardów nieudanych małżeństw Europy. Ale to "miękkie" lądowanie powinno w swoim programie wziąć pod uwagę budzenie nowej świadomości, w której ma powstać - cytuję dokładnie - "neutralne podejście, wolne od normatywnych, uwarunkowanych kulturowo wyobrażeń". To znaczy, że mamy być wolni od kultury, od obyczajów, wolni od norm, czyli od ładu moralnego, a jedyna dla nas pociecha - będzie to wprowadzane metodą miękkiego nacisku. Przypomina mi się pewna scena, o ile dobrze pamiętam, chyba sam prezydent Bierut asystował w procesji Bożego Ciała w 1945 r. Zanim wymordowano AK-owców, zanim wymordowano patriotów, zanim zniszczono wszystko to, co wartościowe w polskiej tradycji, "miękko" podeszli nasi władcy do Kościoła katolickiego. Ciekawa metoda. Kim są członkowie tej debaty? Dowodzą dziennikarze - etatowi pracownicy właścicieli wielkich tytułów. A więc znów anonimowe centra dowodzenia, bo przecież dziennikarz jest pracownikiem do wykonywania zadań; oni prowadzą debatę".
Niemieccy grabieżcy skarbów polskiej kultury Helena Kowalik przypomina w "Przeglądzie"
Niemieccy grabieżcy skarbów polskiej kultury Helena Kowalik przypomina w "Przeglądzie" z 16 września sabotowanie przez Niemców zwrotu skarbów polskiej kultury i sztuki zrabowanych w czasie wojny. W artykule zatytułowanym "Grabieżca krzyczy: łapaj złodzieja!" Kowalik pisze m.in.: "Od dwóch lat utknęły negocjacje z rządem Niemiec w sprawie dzieł sztuki zrabowanych w czasie wojny ( ). Wywieziono z Polski lub spalono 2,8 tys. obrazów różnych szkół europejskich, 11 tys. obrazów artystów polskich, 1,4 tys. rzeźb, 15 mln książek, 75 tys. rękopisów, 22 tys. starodruków, 25 tys. zabytkowych map, 300 tys. grafik, 50 tys. rękopisów muzealnych. Ich wartość to około 12 mld dolarów". Ateiści w "Gazecie Wyborczej" i "Przekroju" Godny przemyślenia jest tekst felietonu Bronisława Wildsteina "Jak czuć się dobrze", zamieszczonego w "Rzeczpospolitej" z 6 września. Wildstein pisze m.in.: ""Ja w Boga nie wierzę" - ogłasza "Wyborcza". Też mi rewelacja, dziwi się czytelnik. Okazuje się jednak, że gazeta włącza się w akcję "doming out" (aktywistów informuję, że po polsku określenie to oznacza "ujawnienie") ateistów. Po "doming out" gejów i aborcjonistek teraz w Internecie odnajdujemy listę ateistów i agnostyków. "Obok gwiazd show-biznesu figurują akademiccy wykładowcy, obok uczniów - emeryci, obok prawników - mechanicy, hydraulicy, bezrobotni" - ekscytuje się "Wyborcza". "I górnicy, i hutnicy, tramwajarze i rolnicy" ze wzruszeniem przypomniałem sobie wierszyk, deklamowany w PRL-owskiej podstawówce. Idea "doming out" to oczywiście obrona tolerancji. Polska staje się państwem wyznaniowym - głoszą internetowi ateiści. Ponieważ słyszę to od 18 lat, moja wrażliwość nieco stępiała. Niedawno nowo powołany redaktor naczelny "Przekroju" zdefiniowany został na łamach swojego tygodnika jako "z przekonania ateista". I tyle. Myślałem, że przekonania mówią coś o rzeczywistości, okazuje się: wystarczy niewiara. Pewnie dlatego, że żyjemy w tyranii katolicyzmu, przed którym niektórzy bohaterowie "Wyborczej" uciekli aż na Nową Zelandię. Wczytując się jednak w ich wypowiedzi i wpatrując w gniewny wizerunek założyciela strony, stojącego u stóp stromych schodów, zrozumiałem, że chodzi tu o walkę. Ciężką walkę, której finałem będzie wyeliminowanie religii i symboli religijnych z przestrzeni publicznej, zakazanie głoszenia religii i zamknięcie jej w szczelnie zamkniętych mieszkaniach. Czy katolicy będą mogli wówczas ogłosić swoją internetową listę?".
Jerzy Robert Nowak
W OKUPOWANEJ EUROPIE
POLITYKA NA TERENACH OKUPOWANYCH PRZEZ NIEMCÓW
W Europie zachodniej okupanci niemieccy zwalczali ruch oporu i podporządkowywali sobie gospodarkę, nie niszczyli jednak fundamentów państwa, życia społecznego i kultury. W Europie środkowej i wschodniej sytuacja przedstawiała się nieco inaczej. Tu Niemcy nie przestrzegali jakichkolwiek norm. Stosowali terror, odpowiedzialność zbiorową; ludność została pozbawiona jakichkolwiek praw i zmuszana do niewolniczej pracy.
Volkslista – lista tzw. Volksdeutschów, czyli osób niemieckiego pochodzenia. Takie osoby nie podlegały wysiedleniu, ale były zobowiązane do służby wojskowej w armii niemieckiej.
Na tych obszarach Polski, które nie zostały wcielone do Rzeszy, Niemcy utworzyli Generalne Gubernatorstwo (GG) ze stolicą w Krakowie. Miało być ono w przyszłości terenem bezpośredniej kolonizacji niemieckiej. Niemcy przyłączyli do Rzeszy część zachodnią Polski z Poznaniem, Bydgoszczą, Łodzią, Katowicami i Cieszynem. Na obu terenach podjęli systematyczną eksterminację inteligencji, ziemian, warstw przywódczych, duchowieństwa. Eksterminacji towarzyszyły działanie, które miały doprowadzić do zniszczenia Polskiej kultury. Zamknięto szkoły wyższe i średnie, instytucje kulturalne i artystyczne; wywożono do Niemiec dzieła sztuki, wysadzono w powietrze zamek królewski w Warszawie. Za nieprzestrzeganie ustalonych praw ludność karana była wywózką do pracy przymusowej, osadzeniem w obozie koncentracyjnym lub śmiercią.
Lato 1940 – utworzenie obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau
Zniszczenie pomnika Grunwaldzkiego
Pięcioletnie z górą rządy hitlerowskich okupantów prócz wyniszczającego i terrorystycznego reżimu zmierzały do przekształcenia Krakowa w miasto niemieckie. Wprowadzona została jedynie obowiązująca urzędowa nazwa „Krakau", usiłowano zlikwidować polski charakter miasta (burzenie pomników, zmiany nazw ulic itp.). Do miasta jako do stolicy utworzonego .,General-Gouvernement" napłynęło wielu niemieckich urzędników; stworzono dla nich specjalne niemieckie dzielnice mieszkaniowe, skąd wysiedlono Polaków. Ludność, poddana szykanom policyjnym, otrzymywała niewystarczające racje żywnościowe, przydzielane na kartki. Władze hitlerowskie zlikwidowały system polskiego szkolnictwa wyższego i średniego, utrzymując jedynie szkoły powszechne. Odpowiedzią Polaków na terrorystyczną działalność okupanta, znaczącego historię miasta masowymi egzekucjami, aresztowaniami i „łapankami
Saturday, October 13, 2007
Germany, Poland in tussle over treasures
Germany, Poland in tussle over treasures
KRAKOW, Poland — Monika Jaglarz closed the door to the small office and drew the shades. She then spread a green velvet cloth over a wooden table and pulled on a pair of white gloves as though to begin some kind of surgical procedure."I have had a few years of experience with this now," said Jaglarz, a librarian at Krakow's Jagiellonian University. "But I have to admit, the first time my hands were trembling."This time her hands were steady as she tenderly laid out the contents on the velvet cloth: A letter written by Martin Luther in 1530; a decree signed by Louis XIV dated 1664; some correspondence from George Washington, commander of the beleaguered Continental Army in the winter of 1781.
These treasures and others in the vaults of the Jagiellonian Library, including original music manuscripts from Bach, Beethoven and Mozart, have become the subject of a bitter diplomatic debate between Poland and Germany.The Germans claim these items — hidden here during World War II — are legally and morally part of their national patrimony and should be returned. Poland insists Germany forfeited any legal and moral claim to the collection long ago. Polish President Lech Kaczynski bluntly told the Tribune last month that the collection would not be returned.The argument underscores the increasingly acrimonious relationship between the ostensible NATO allies and European Union partners; it also suggests that more than 60 years after the end of World War II, the ground beneath Europe's great battlefields remains unsettled.In 1941, when it became clear that Allied bombers could hit Berlin, Nazi authorities took the precaution of moving the capital's cultural treasures out of harm's way.Two years later, when the bombing of Berlin began in earnest, thousands of items from the Prussian State Library, including most of the ones now in the Jagiellonian's vaults, had been packed in crates and shipped to Grussau (now Krzeszow) in Lower Silesia, a part of southern Poland that Germany annexed at the start of the war.The crates were hidden in various monasteries and castles. As it turned out, the greatest threat to the collection would come not from Allied bombers but from the Soviet army and its "trophy brigades," which scoured the occupied territories for plunder to ship back to Russia.By luck, the army missed the treasure when it marched through Grussau in 1945 behind the retreating Germans."This is always the most dangerous moment for any collection, when one army is leaving and another is arriving, and you have a no-man's-land for a certain time," said Wojciech Kowalski, a law professor who is now the Polish government's special envoy handling the case.Later in 1945, the collection, which also includes handwritten manuscripts of Goethe and Schiller as well as some of the earliest printed books, was discovered by a group of Polish librarians, who secretly moved it to another hiding place.About the same time, Allied leaders meeting in Potsdam decided Poland's postwar borders would be shifted. The Soviets took a large swath of Polish lands in the east, while Poland was compensated with a smaller chunk of land that had been German territory in the west. This included the area where the treasure had been hidden."We got the [German] land and all of the assets that were on the land," Kowalski said. "The Polish state became the owner, and the property was nationalized."Despite having solid legal claim to the treasures, the Polish government maintained a 30-year silence on the matter, refusing to acknowledge its possession of the collection. "In my opinion, this was a mistake," said to Zdzislaw Pietrzyk, director of the Jagiellonian Library. But that was the way Moscow wanted it.The silence was broken in 1977, when Edward Gierek, the leader of communist Poland, presented Erich Honecker, his East German counterpart, with several of the collection's most valuable pieces, including Mozart's handwritten score for "The Magic Flute" and Beethoven's manuscript for the last movement of his Ninth Symphony. This was billed as a gesture of German-Polish brotherhood under Soviet auspices.
Manuscripts on displayAfter the reunification of Germany in 1990, the German government made its first official queries about the return of the collection। The Poles demurred, but talks were opened and, for the first time, Poland allowed some of the manuscripts to be put on public display.In 2000, with Poland eager to join the EU, Prime Minister Jerzy Buzek presented German Chancellor Gerhard Schroeder with another prize from the collection: Luther's German Bible.Since then, the negotiations have slowed, and now with the highly nationalistic Kaczynski brothers in power — Lech is president, twin brother Jaroslaw is prime minister — the talks appear to be dead in the water.The Kaczynskis are often accused of manipulating lingering resentment toward Germany for political gain, but in this case there has been heavy-handedness on the German side as well.
Tono Eitel, a veteran German diplomat who is handling the negotiations for his country, described the manuscripts as "the war's last prisoners," while an article in the Frankfurter Allgemeine Zeitung newspaper referred to the collection as beutekunst, a term usually used to describe the artworks looted from Germany by the Red Army.This infuriated the Poles."We saved this collection. We didn't rob or loot anything," Kowalski said.
Eitel declined to be interviewed for this article. A Foreign Ministry spokeswoman would say only that Germany hopes to reach "a constructive and unanimous solution" with the Poles. She also added that Germany does not accuse Poland of "stealing" the collection.But President Kaczynski, visiting Chicago last month, said emphatically that the collection would stay in Poland."If we put things on this level, we could start claiming that the Germans should compensate us for the damage it did to Warsaw," he said.Anna Fotyga, Poland's foreign minister, recently suggested $20 billion as a starting point. The Germans see this as posturing, but for Poles, World War II wounds remain real."The Kaczynskis are very cynical in their German position, but this anti-German complex is still very important in Polish life, and we as a nation are still very much afraid of them," said Pawel Spiewak, a political scientist at Warsaw University.A recent deal between Germany and Russia to build a natural gas pipeline beneath the Baltic Sea has done little to calm Poland's fears. The main purpose of the pipeline appears to be to bypass Poland, and while not quite as dire as the Molotov-Ribbentrop Pact that sealed Poland's doom in World War II, it does, as Pawel Zalewski, head of the Polish parliament's foreign relations committee, delicately put it, "create a direct reference to the negative experiences of the past."
'Restitution' claimBut what truly irks Poles is a demand for "restitution" by a small group of Germans who lost property when Poland's borders were shifted after the war. The group has filed a suit with the European Court of Human Rights."It's a very minor group, but it has a huge potential to cause destruction," Zalewski said.The German government said it does not support the suit but declined to sign a joint statement with the Poles formally opposing it, Zalewski said.Until these issues are resolved, it appears likely that some of Germany's greatest cultural treasures will remain in Polish hands.That is fine with the Jagiellonian's chief librarian."For 20 years I worked in the department of manuscripts, and it was my pleasure and honor to touch these treasures," Pietrzyk said. "And now as director, my responsibility is to protect and care for them as part of the world's heritage."
KRAKOW, Poland — Monika Jaglarz closed the door to the small office and drew the shades. She then spread a green velvet cloth over a wooden table and pulled on a pair of white gloves as though to begin some kind of surgical procedure."I have had a few years of experience with this now," said Jaglarz, a librarian at Krakow's Jagiellonian University. "But I have to admit, the first time my hands were trembling."This time her hands were steady as she tenderly laid out the contents on the velvet cloth: A letter written by Martin Luther in 1530; a decree signed by Louis XIV dated 1664; some correspondence from George Washington, commander of the beleaguered Continental Army in the winter of 1781.
These treasures and others in the vaults of the Jagiellonian Library, including original music manuscripts from Bach, Beethoven and Mozart, have become the subject of a bitter diplomatic debate between Poland and Germany.The Germans claim these items — hidden here during World War II — are legally and morally part of their national patrimony and should be returned. Poland insists Germany forfeited any legal and moral claim to the collection long ago. Polish President Lech Kaczynski bluntly told the Tribune last month that the collection would not be returned.The argument underscores the increasingly acrimonious relationship between the ostensible NATO allies and European Union partners; it also suggests that more than 60 years after the end of World War II, the ground beneath Europe's great battlefields remains unsettled.In 1941, when it became clear that Allied bombers could hit Berlin, Nazi authorities took the precaution of moving the capital's cultural treasures out of harm's way.Two years later, when the bombing of Berlin began in earnest, thousands of items from the Prussian State Library, including most of the ones now in the Jagiellonian's vaults, had been packed in crates and shipped to Grussau (now Krzeszow) in Lower Silesia, a part of southern Poland that Germany annexed at the start of the war.The crates were hidden in various monasteries and castles. As it turned out, the greatest threat to the collection would come not from Allied bombers but from the Soviet army and its "trophy brigades," which scoured the occupied territories for plunder to ship back to Russia.By luck, the army missed the treasure when it marched through Grussau in 1945 behind the retreating Germans."This is always the most dangerous moment for any collection, when one army is leaving and another is arriving, and you have a no-man's-land for a certain time," said Wojciech Kowalski, a law professor who is now the Polish government's special envoy handling the case.Later in 1945, the collection, which also includes handwritten manuscripts of Goethe and Schiller as well as some of the earliest printed books, was discovered by a group of Polish librarians, who secretly moved it to another hiding place.About the same time, Allied leaders meeting in Potsdam decided Poland's postwar borders would be shifted. The Soviets took a large swath of Polish lands in the east, while Poland was compensated with a smaller chunk of land that had been German territory in the west. This included the area where the treasure had been hidden."We got the [German] land and all of the assets that were on the land," Kowalski said. "The Polish state became the owner, and the property was nationalized."Despite having solid legal claim to the treasures, the Polish government maintained a 30-year silence on the matter, refusing to acknowledge its possession of the collection. "In my opinion, this was a mistake," said to Zdzislaw Pietrzyk, director of the Jagiellonian Library. But that was the way Moscow wanted it.The silence was broken in 1977, when Edward Gierek, the leader of communist Poland, presented Erich Honecker, his East German counterpart, with several of the collection's most valuable pieces, including Mozart's handwritten score for "The Magic Flute" and Beethoven's manuscript for the last movement of his Ninth Symphony. This was billed as a gesture of German-Polish brotherhood under Soviet auspices.
Manuscripts on displayAfter the reunification of Germany in 1990, the German government made its first official queries about the return of the collection। The Poles demurred, but talks were opened and, for the first time, Poland allowed some of the manuscripts to be put on public display.In 2000, with Poland eager to join the EU, Prime Minister Jerzy Buzek presented German Chancellor Gerhard Schroeder with another prize from the collection: Luther's German Bible.Since then, the negotiations have slowed, and now with the highly nationalistic Kaczynski brothers in power — Lech is president, twin brother Jaroslaw is prime minister — the talks appear to be dead in the water.The Kaczynskis are often accused of manipulating lingering resentment toward Germany for political gain, but in this case there has been heavy-handedness on the German side as well.
Tono Eitel, a veteran German diplomat who is handling the negotiations for his country, described the manuscripts as "the war's last prisoners," while an article in the Frankfurter Allgemeine Zeitung newspaper referred to the collection as beutekunst, a term usually used to describe the artworks looted from Germany by the Red Army.This infuriated the Poles."We saved this collection. We didn't rob or loot anything," Kowalski said.
Eitel declined to be interviewed for this article. A Foreign Ministry spokeswoman would say only that Germany hopes to reach "a constructive and unanimous solution" with the Poles. She also added that Germany does not accuse Poland of "stealing" the collection.But President Kaczynski, visiting Chicago last month, said emphatically that the collection would stay in Poland."If we put things on this level, we could start claiming that the Germans should compensate us for the damage it did to Warsaw," he said.Anna Fotyga, Poland's foreign minister, recently suggested $20 billion as a starting point. The Germans see this as posturing, but for Poles, World War II wounds remain real."The Kaczynskis are very cynical in their German position, but this anti-German complex is still very important in Polish life, and we as a nation are still very much afraid of them," said Pawel Spiewak, a political scientist at Warsaw University.A recent deal between Germany and Russia to build a natural gas pipeline beneath the Baltic Sea has done little to calm Poland's fears. The main purpose of the pipeline appears to be to bypass Poland, and while not quite as dire as the Molotov-Ribbentrop Pact that sealed Poland's doom in World War II, it does, as Pawel Zalewski, head of the Polish parliament's foreign relations committee, delicately put it, "create a direct reference to the negative experiences of the past."
'Restitution' claimBut what truly irks Poles is a demand for "restitution" by a small group of Germans who lost property when Poland's borders were shifted after the war. The group has filed a suit with the European Court of Human Rights."It's a very minor group, but it has a huge potential to cause destruction," Zalewski said.The German government said it does not support the suit but declined to sign a joint statement with the Poles formally opposing it, Zalewski said.Until these issues are resolved, it appears likely that some of Germany's greatest cultural treasures will remain in Polish hands.That is fine with the Jagiellonian's chief librarian."For 20 years I worked in the department of manuscripts, and it was my pleasure and honor to touch these treasures," Pietrzyk said. "And now as director, my responsibility is to protect and care for them as part of the world's heritage."
Friday, October 12, 2007
German policy in eastern Europe has always been based on sucking the smaller neighbours
Our special focus on Poland with analysis of politics and society. Plus over here Work, save, go or stay by Marek Kohn and ‘We’re good workers’ by Jo Barrett
Anyone who has visited a Catholic church in Britain recently will be aware of the Polish enthusiasm for prayer. The Polish plumber, it seems, also spends Sundays on his knees.
Now, say Warsaw wits, Poles everywhere are offering up a prayer of gratitude: "Thank you, God, that Jadwiga did not give birth to triplets." Jadwiga's twin boys, Jaroslaw (prime minister) and Lech (president) Kaczynski, have done quite enough without a third brother coming along. The tandem has become Europe's most bizarre ruling partnership and a source of squirming embarrassment for many young metropolitan Poles. Jaroslaw, in particular, has been ranked as the least successful of Poland's post-communist leaders.
On 21 October, Poland faces a general election prompted by the almost farcical collapse of Jaroslaw Kaczynski's coalition with a permatanned pig farmer (who boasts of his "success" with prostitutes) and a gaunt ultra-nationalist who, as education minister, tried to ban from the classroom the works of Fyodor Dostoevsky (Russian), Franz Kafka (Jewish), Joseph Conrad (Pole who wrote in English) and Witold Gombrowicz (homosexual). The past few months of infighting have brought claims of bugged conversations and the arrest of the former interior minister and the ex-head of police by masked counterterrorist units - a plot worthy of the satirical playwright Slawomir Mrozek and a clinical casebook of political paranoia.
The election could put paid to the twins, at least in their present political constellation. Despite Jaroslaw Kaczynski's personal unpopularity, his Law and Justice (PiS) party has a comfortable lead. But the betting (though strenuously denied) is that PiS will have to form a grand coalition with the main opposition party, the centre-right Civic Platform (PO).
"Most voters want a strong and good government," says Kazimierz Michal Ujazdowski, deputy leader of PiS, making clear that anything but a grand coalition would be wobbly. If that were to happen, Jaroslaw would withdraw from the front line and try to steer the government from behind the scenes; this has always been his strength. His brother is due to stay in the presidency until 2009.
The established elites of the European Union would be overjoyed if even one of the Kaczynskis left the public stage. In Brussels and Berlin it is hard to find anybody who has a good thing to say about the brothers: they are the awkward squad, the terrible twins. One diplomat calls them the "history men" because of their readiness to stir the embers of the Second World War for political advantage. They enraged Germany before the last EU summit by saying that Poland would have had a larger population, and therefore more voting power, if the Nazis had not slaughtered so many of the Polish people.
Upsetting, perhaps, but EU mandarins should listen more carefully to the undercurrents of debate in Poland. Whatever government emerges will be sceptical of Brussels, suspicious of Germany and hostile to a Russian leadership that uses gas supplies to bludgeon its way to regional dominance. The Kac zynskis may not be charm school graduates, but they have crystallised the fears of many Poles about being pushed around by neighbours. A new-look Polish government may have softer diplomacy but the agenda will be the same.
Across central Europe, the newer EU entrants have been formulating nationalist responses to global processes. For most of the new boys, the enlargement of the EU was a project prepared by the managerial elite, with the most zealously pro-European being communists-turned-social-democrats. EU membership remains broadly popular, but there are lingering questions about the legitimacy of a project that has been administered by a tarnished political class. Who now controls the pace of modernisation? Brussels or elected leaders? For whose benefit? In Poland, the fabled protest movement was called Solidarity. Now many Poles - and not just those left stranded by market reforms or those at the precarious edge of a widening income gap - bemoan the atomisation of society, the loss of solidarity with a small "s".
And they vote for the Kaczynskis. In Slovakia, a similar constituency voted for Robert Fico's socialist-led coalition, which depends on a nationalist anti-gypsy party to stay in power. In Hungary, Viktor Orbán, leader of the Fidesz opposition, refuses to draw clear boundaries between his conservative party and the far-right groupings, which hark back to the prewar fascist past. They are populists because they address directly the concern of ordinary people in transition econo mies: the fear of losing sovereignty that has only recently been won back from the communists. The 1989 revolutions, in their revisionist version, were not so much revolutions as a negotiated handover of power between competing elites. Communists lost direct influence but emerged instead as the bosses of newly privatised companies. The Kaczynskis have become the most determined of the central and eastern European state leaders to challenge this.
The twins' aim has been to create a conservative consensus, centred on the Catholic faith and based on an agreed definition of Polish identity. So far, they have failed. The Polish church is uncertain as to how closely it should align itself with a radical right wing. Some bishops distrust the xenophobic demagoguery of Radio Maryja, which has made common cause with the twins; others see it as a force for evangelisation in an increasingly consumerist society. The twins' main contribution to the shaping of Polishness has been to set out their country's common enemies: the "network" of old secret agents and communists, the Russians and Germans who want to reclaim Polish land. But their chosen method - an endless Jacobin purge of enemies - has brought them further from, rather than closer to, their goal. Is the failure of their mission a reason to marginalise Poland within the EU? That is how some German officials appear to interpret it. Yet the same officials who loudly abhor the supposed chaos across the border once held out the prospect of Poland becoming a member of the Big Six, heavyweight deal-brokers of the EU.
Wally Olins, the skilled PR expert who rebrands countries, was called in by Poland before the advent of the twins. He came up with a persuasive slogan for the country: "Creative tension". There is no denying that Poles seem locked in constant argument - but it is this combativeness that has made Poland so lively and interesting, a welcome contrast to the moribund societies of Old Europe. Then the twins moved in and Olins put his rebranding on ice. "We have called a pause," he says, "at least until we see what happens in the election."
This may have been a wrong call: even if the Kaczynskis have embarked on the path of Permanent Revolution, Poland remains fizzy, bubbling with ideas and enterprise.
The economy is surging: it grew by 7.4 per cent in the first quarter of this year, the best performance in a decade and well ahead of the EU average. The jobless rate has dropped from 20 per cent in the immediate post-communist years to 12 per cent (though emigration may have prettied up the figures). Foreign investment is flowing in and EU funds of about $60bn should be arriving over the next five years. Wages are rising fast, as are property prices.
The result is an expanding middle class that will resist tub-thumping populism but may welcome a watered-down version of Kaczynski conservatism. There is agreement across much of the social spectrum - from the grumpy pensioner I met on a Warsaw park bench to the architecture student in a Kraków pub - that Poland has to fight harder for her place in the global order. German policy in eastern Europe has always been based on sucking the smaller neighbours in Mitteleuropa into economic dependency, in the hope of winning political support for German goals. Poland is too big, too confident to play skivvy to German presumption. It is German Ostpolitik that has to be rethought, rather than Polish Westpolitik; enlargement has changed the terms of neighbourliness.
There is agreement, too, in Poland that the Kaczynski line on Russia is correct. Poland's eastern border is the EU frontier and that brings new responsibilities and conflicts. The Poles quietly help the Belarusian opposition and champion Ukraine in EU debates. Most of all, they are trying to raise awareness about the dangers associated with the Putin succession. Russia is committed to investing $220bn in upgrading the Russian army over the coming five years. Vladimir Putin will be at the helm of a government that is introducing the biggest rearmament programme since the height of the Cold War. Meanwhile, the blurring of business and politics means that a Prime Minister Putin will be ready to play pipeline politics on a grand scale. Little wonder the Poles feel nervous - especially when Germany and Russia clinch gas deals that bypass Polish terrain.
We should all be concerned. There is no longer any sensible division between the interests of western and eastern Europe (though German politicians were quick to talk of a two-speed Europe as soon as Poland failed to fall in line on EU voting rights). The Kaczynskis may not be natural dinner-party guests, but they have articulated real problems. Even if one of the twins has to leave office this month, the brothers will remain part of the political equation. National conservatism is a reality in the east. We have to deal with it, try to understand it and not see it as something nasty in the woodshed, an excuse to ignore Poland and the other central Europeans who are beginning to feel vulnerable and unwanted.
Anyone who has visited a Catholic church in Britain recently will be aware of the Polish enthusiasm for prayer. The Polish plumber, it seems, also spends Sundays on his knees.
Now, say Warsaw wits, Poles everywhere are offering up a prayer of gratitude: "Thank you, God, that Jadwiga did not give birth to triplets." Jadwiga's twin boys, Jaroslaw (prime minister) and Lech (president) Kaczynski, have done quite enough without a third brother coming along. The tandem has become Europe's most bizarre ruling partnership and a source of squirming embarrassment for many young metropolitan Poles. Jaroslaw, in particular, has been ranked as the least successful of Poland's post-communist leaders.
On 21 October, Poland faces a general election prompted by the almost farcical collapse of Jaroslaw Kaczynski's coalition with a permatanned pig farmer (who boasts of his "success" with prostitutes) and a gaunt ultra-nationalist who, as education minister, tried to ban from the classroom the works of Fyodor Dostoevsky (Russian), Franz Kafka (Jewish), Joseph Conrad (Pole who wrote in English) and Witold Gombrowicz (homosexual). The past few months of infighting have brought claims of bugged conversations and the arrest of the former interior minister and the ex-head of police by masked counterterrorist units - a plot worthy of the satirical playwright Slawomir Mrozek and a clinical casebook of political paranoia.
The election could put paid to the twins, at least in their present political constellation. Despite Jaroslaw Kaczynski's personal unpopularity, his Law and Justice (PiS) party has a comfortable lead. But the betting (though strenuously denied) is that PiS will have to form a grand coalition with the main opposition party, the centre-right Civic Platform (PO).
"Most voters want a strong and good government," says Kazimierz Michal Ujazdowski, deputy leader of PiS, making clear that anything but a grand coalition would be wobbly. If that were to happen, Jaroslaw would withdraw from the front line and try to steer the government from behind the scenes; this has always been his strength. His brother is due to stay in the presidency until 2009.
The established elites of the European Union would be overjoyed if even one of the Kaczynskis left the public stage. In Brussels and Berlin it is hard to find anybody who has a good thing to say about the brothers: they are the awkward squad, the terrible twins. One diplomat calls them the "history men" because of their readiness to stir the embers of the Second World War for political advantage. They enraged Germany before the last EU summit by saying that Poland would have had a larger population, and therefore more voting power, if the Nazis had not slaughtered so many of the Polish people.
Upsetting, perhaps, but EU mandarins should listen more carefully to the undercurrents of debate in Poland. Whatever government emerges will be sceptical of Brussels, suspicious of Germany and hostile to a Russian leadership that uses gas supplies to bludgeon its way to regional dominance. The Kac zynskis may not be charm school graduates, but they have crystallised the fears of many Poles about being pushed around by neighbours. A new-look Polish government may have softer diplomacy but the agenda will be the same.
Across central Europe, the newer EU entrants have been formulating nationalist responses to global processes. For most of the new boys, the enlargement of the EU was a project prepared by the managerial elite, with the most zealously pro-European being communists-turned-social-democrats. EU membership remains broadly popular, but there are lingering questions about the legitimacy of a project that has been administered by a tarnished political class. Who now controls the pace of modernisation? Brussels or elected leaders? For whose benefit? In Poland, the fabled protest movement was called Solidarity. Now many Poles - and not just those left stranded by market reforms or those at the precarious edge of a widening income gap - bemoan the atomisation of society, the loss of solidarity with a small "s".
And they vote for the Kaczynskis. In Slovakia, a similar constituency voted for Robert Fico's socialist-led coalition, which depends on a nationalist anti-gypsy party to stay in power. In Hungary, Viktor Orbán, leader of the Fidesz opposition, refuses to draw clear boundaries between his conservative party and the far-right groupings, which hark back to the prewar fascist past. They are populists because they address directly the concern of ordinary people in transition econo mies: the fear of losing sovereignty that has only recently been won back from the communists. The 1989 revolutions, in their revisionist version, were not so much revolutions as a negotiated handover of power between competing elites. Communists lost direct influence but emerged instead as the bosses of newly privatised companies. The Kaczynskis have become the most determined of the central and eastern European state leaders to challenge this.
The twins' aim has been to create a conservative consensus, centred on the Catholic faith and based on an agreed definition of Polish identity. So far, they have failed. The Polish church is uncertain as to how closely it should align itself with a radical right wing. Some bishops distrust the xenophobic demagoguery of Radio Maryja, which has made common cause with the twins; others see it as a force for evangelisation in an increasingly consumerist society. The twins' main contribution to the shaping of Polishness has been to set out their country's common enemies: the "network" of old secret agents and communists, the Russians and Germans who want to reclaim Polish land. But their chosen method - an endless Jacobin purge of enemies - has brought them further from, rather than closer to, their goal. Is the failure of their mission a reason to marginalise Poland within the EU? That is how some German officials appear to interpret it. Yet the same officials who loudly abhor the supposed chaos across the border once held out the prospect of Poland becoming a member of the Big Six, heavyweight deal-brokers of the EU.
Wally Olins, the skilled PR expert who rebrands countries, was called in by Poland before the advent of the twins. He came up with a persuasive slogan for the country: "Creative tension". There is no denying that Poles seem locked in constant argument - but it is this combativeness that has made Poland so lively and interesting, a welcome contrast to the moribund societies of Old Europe. Then the twins moved in and Olins put his rebranding on ice. "We have called a pause," he says, "at least until we see what happens in the election."
This may have been a wrong call: even if the Kaczynskis have embarked on the path of Permanent Revolution, Poland remains fizzy, bubbling with ideas and enterprise.
The economy is surging: it grew by 7.4 per cent in the first quarter of this year, the best performance in a decade and well ahead of the EU average. The jobless rate has dropped from 20 per cent in the immediate post-communist years to 12 per cent (though emigration may have prettied up the figures). Foreign investment is flowing in and EU funds of about $60bn should be arriving over the next five years. Wages are rising fast, as are property prices.
The result is an expanding middle class that will resist tub-thumping populism but may welcome a watered-down version of Kaczynski conservatism. There is agreement across much of the social spectrum - from the grumpy pensioner I met on a Warsaw park bench to the architecture student in a Kraków pub - that Poland has to fight harder for her place in the global order. German policy in eastern Europe has always been based on sucking the smaller neighbours in Mitteleuropa into economic dependency, in the hope of winning political support for German goals. Poland is too big, too confident to play skivvy to German presumption. It is German Ostpolitik that has to be rethought, rather than Polish Westpolitik; enlargement has changed the terms of neighbourliness.
There is agreement, too, in Poland that the Kaczynski line on Russia is correct. Poland's eastern border is the EU frontier and that brings new responsibilities and conflicts. The Poles quietly help the Belarusian opposition and champion Ukraine in EU debates. Most of all, they are trying to raise awareness about the dangers associated with the Putin succession. Russia is committed to investing $220bn in upgrading the Russian army over the coming five years. Vladimir Putin will be at the helm of a government that is introducing the biggest rearmament programme since the height of the Cold War. Meanwhile, the blurring of business and politics means that a Prime Minister Putin will be ready to play pipeline politics on a grand scale. Little wonder the Poles feel nervous - especially when Germany and Russia clinch gas deals that bypass Polish terrain.
We should all be concerned. There is no longer any sensible division between the interests of western and eastern Europe (though German politicians were quick to talk of a two-speed Europe as soon as Poland failed to fall in line on EU voting rights). The Kaczynskis may not be natural dinner-party guests, but they have articulated real problems. Even if one of the twins has to leave office this month, the brothers will remain part of the political equation. National conservatism is a reality in the east. We have to deal with it, try to understand it and not see it as something nasty in the woodshed, an excuse to ignore Poland and the other central Europeans who are beginning to feel vulnerable and unwanted.
Thursday, October 11, 2007
Polska widziana przez pryzmat Steinbach i roszczeń
Polska widziana przez pryzmat Steinbach i roszczeń
Nasz Dziennik, 2007-10-11
ANALIZA
"Analiza prasy niemieckiej pozwala też obalić jeden z usilnie propagowanych mitów na temat stosunków polsko-niemieckich. Dowodzi ona, że teza o marginalnym znaczeniu Eriki Steinbach w niemieckiej polityce zagranicznej jest fałszywa. Dla Niemców Steinbach stanowi ważny punkt odniesienia w percepcji stosunków polsko-niemieckich. Polskę postrzega się przez pryzmat Steinbach i podnoszonych przez nią kwestii historycznych".
Czytamy w raporcie "Niemcy o Polsce i Polakach w mediach niemieckich w latach 2006-2007" przygotowanym pod redakcją Mariusza Muszyńskiego, Przemysława Sypniewskiego i Krzysztofa Raka na zlecenie Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Fundacji "Polsko-Niemieckie Pojednanie". Wydany w tym roku raport dowodzi, że 49 proc. artykułów odnoszących się do stosunków polsko-niemieckich dotyczy tematów historycznych, związanych ze skutkami drugiej wojny światowej (tzw. otwarte sprawy niemieckie). W tym - jak twierdzą autorzy raportu - w prasie najczęściej i najbardziej intensywnie komentowana była niewątpliwie sprawa powojennych wysiedleń Niemców z Polski oraz nawiązujących do nich inicjatyw: wystawy Eriki Steinbach i skarg Powiernictwa Pruskiego. O stosunku niemieckiej prasy do tych kwestii w Polsce mówi się wiele, ale jednocześnie unika się wartościujących ocen roli rządu niemieckiego w tej antypolskiej propagandzie. Przedstawiciele MSZ odpowiedzialni za współpracę polsko-niemiecką odmówili nam komentarza do raportu i oceny dotychczasowej niemieckiej polityki wobec Polski, tłumacząc się chęcią zachowania szeroko rozumianej politycznej poprawności przed piątkową wizytą prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Berlinie.
Antypolskie ataki niemieckich polityków
O tym, że rząd niemiecki nie traktuje Polski jako równorzędnego partnera, wiadomo od dawna. Wystarczy przyjrzeć się wypowiedziom wpływowych niemieckich polityków, niewiele odbiegającym od atmosfery prasowych komentarzy. - Trzeba jasno powiedzieć, że Niemcy i ich władze nie będą tolerować tego, w jaki sposób w Polsce, w dodatku z poparciem kręgów zbliżonych do rządu, traktuje się taką osobę jak Erika Steinbach - mówił Roland Koch na Dniu Stron Ojczystych w Berlinie w sierpniu br. - Polska, której przywódcy otwarcie popierają karę śmierci (sic!), powinna być izolowana w UE za wystąpienie przeciwko podstawowym europejskim wartościom - wzywał w czasie wrześniowej debaty w Parlamencie Europejskim w Strasburgu na temat Dnia przeciwko Karze Śmierci związany z SPD Martin Schulz. Wśród zajadłych antypolonistów znajdują się także Gunter Kirchbaum (CDU) oraz Ruprecht Polenz (CDU), przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Bundestagu. Z kolei zupełnie dwuznaczne stanowisko reprezentuje najważniejsza osoba w państwie niemieckim, kanclerz Angela Merkel. Z jednej strony bowiem odżegnuje się ona od roszczeń wypędzonych i działalności prowadzonej przez Erikę Steinbach, z drugiej zaś udziela tej ostatniej poparcia - 22 października kanclerz Merkel nie tylko, że weźmie udział w rocznicowym zjeździe Związku Wypędzonych, ale na dodatek wygłosi na nim przemówienie. Wszystko wskazuje zatem na to, że działania Steinbach nie tylko mają przychylność rządu w Berlinie, ale także stają się powoli ważnym elementem jego polityki wobec Polski.
Źli Kaczyńscy
Z raportu jednoznacznie wynika, że polski rząd jest oceniany w niemieckiej prasie jako "skrajny", "nacjonalistyczny" i "autorytarny", a czasem wręcz balansujący na skraju demokracji. Ze szczególnie ostrą krytyką spotkały się LPR i Samoobrona, PiS zaś zarzucano doprowadzenie do koalicji z tymi ugrupowaniami. Nie bez znaczenia wydają się tu zamieszczane w niemieckiej prasie wypowiedzi polskich polityków i publicystów, krytykujące obecną ekipę rządzącą. O ile ataki niemieckich publicystów mogą być zrozumiałe, biorąc pod uwagę stanowisko rządu niemieckiego wobec naszego kraju, o tyle taka krytyka z ust polskich polityków, a niestety miała ona miejsce wielokrotnie, jest czymś niedopuszczalnym, niespotykanym w światowej polityce. Wypowiedzi takich "autorytetów", jak Aleksander Kwaśniewski, Władysław Bartoszewski czy Bronisław Geremek wielokrotnie podkopywały pozycję Polski na arenie międzynarodowej, szkodząc jej interesom.
Jednakże przyczyn negatywnego stosunku niemieckiej prasy do polskiego rządu, a zarazem samej Polski należy szukać przede wszystkim w postawie rządu niemieckiego. Należy podkreślić, że żaden przedstawiciel świata niemieckiej polityki nie pokusił się o temperowanie antypolskich zapędów niemieckich dziennikarzy. W tej sytuacji uzasadniony wydaje się wniosek, że głosy niemieckich komentatorów są odzwierciedleniem postaw polityków, na takich zaś fundamentach nie można prowadzić żadnego konstruktywnego dialogu, a jedynie politykę roszczeń, dyktatów i insynuacji. Jeżeli zatem strona niemiecka nie zmieni swojego stosunku względem Polski i polskiego rządu, nie sposób liczyć na rozwiązanie problemów dzielących oba kraje.
Anna Wiejak
Subscribe to:
Posts (Atom)